O mnie

Drogi Wojtku!

     Piszę do Ciebie coś na kształt usprawiedliwienia. Chciałbym się bezpiecznie nurzać w zawiłych metaforach, tajemniczych terminach, odniesieniach do Artystów szeroko znanych lub znanych tylko wybitnym specjalistom.
     Chciałbym powbijać w kompleksy wszystkich, którzy używając tajemnego metajęzyka krytyka sztuki, nie wpadli jeszcze na stylistyczne “myki”, które byłyby potem z takim natręctwem powtarzane, jak chociażby wszechobecny termin “projekt”.
     Patrzę sobie na Twoje obrazy i – bardzo, ale to bardzo Cię Wojtku za to przepraszam – podobają mi się. Niczego ani nikogo mi nie przypominają, choć coś i kogoś sugerują. Wchodzę w głąb i sobie po tej głębi spaceruję albo zatrzymuję się na “powierzchni” i mam przyjemność doświadczania z lekka geometrycznej abstrakcji. Obraz świata przetworzonego przez artystę, a nie obraz Artysty sterowanego komercyjną wykładnią rynkowego sukcesu.
Poza tym… zupełnie mnie nie interesuje, co chciałeś przez swoje malowanie powiedzieć. Gdybyś chciał powiedzieć, to byś powiedział. Po co malować? Nie opowiadasz mi żadnej historii, ale ją sobie znajduję we wspomnieniach i zapisanych gdzieś “za uszami” obrazach, a nawet melodiach.
     Oglądam Twoje obrazy jak film na wielkim ekranie, z bezpiecznej odległości. Nie muszę się cofać, aby się zbliżać, jak każą mi “artyści wielkoformatowi”. Są twórcy chwaleni za wielką pracowitość. Swoją drogą, ciekawe kryterium oceny. “Zamalował 20 hektarów płótna”… geniusz! Józef Ignacy Kraszewski napisał 232 powieści. Kto przeczytał choć trzy z nich, niech rzuci we mnie cegłą. Przysłowiową, oczywiście.
     W dobie, w której komercyjnie wielkie, a programowo brzydkie Dzieła, są sposobem na podbijanie rynku i wspinaniem się na rankingowe ścianki i muzealne ściany, a nazwa Akademia Sztuk Pięknych brzmi wręcz prowokacyjnie, to Twoje malowanie jest z góry skazane… A na co? I – jakby napisał Fredro – tu sęk właśnie!
     Odwracam głowę w lewo i w skos i patrzę na wiszący na mojej ścianie Twój obraz. Uśmiecham się i bardzo się cieszę, że go mam. Wiem, że kiedyś moje dzieci, a potem wnuki powieszą go na swojej ścianie i też się będą uśmiechać. I nie będą musiały wodzić oczami z prawa na lewo lub z lewa na prawo. To nie tenis, to sztuka. Może nie będą sprawdzać w internecie “po ile chodzisz”, bo nie będą chciały Cię sprzedawać. Może…
     Dlatego nie pytaj mnie, czy Twoje obrazy są dobre, bo ci odpowiem, parafrazując Dobrego Wojaka Szwejka: ja tam ich, Szanowny Panie, nie jadłem.

Twój Jurek